środa, 9 lutego 2011

PINKI

PINKI

Była jesień 1998 roku moje dorastające córki przyniosły 4-ro tygodniowe szczenię do domu, żeby pokazać jakie ładne małe pieski ma ich koleżanka. One by chciały mieć takiego pieska. Był to pierwszy pokaz. Następnego dnia w odwiedziny do nas przyjechała ich babcia. Sesja pokazowa odbyła się ponownie i ponownie wspominały, że chcą mieć takiego pieska.
Rozpoczął się drugi etap podchodów czyli układanie grafiku opieki nad małym pieskiem i składanie solennych obietnic, że to będzie ich piesek i to one będą się nim opiekować.
Czas uciekał coraz szybciej pieski miały już 6 tygodni. Rodzice koleżanki nie zamierzali dłużej trzymać szczeniaków. Dwa pieski i jedna suczka znalazły nowe domy. Natomiast suczka którą przynosiły córki nadal pozostawała bez przydziału . Córki obiecywały wszystko o co by ich poprosił by tylko mogły przynieść psa do domu. Etap kolejny trał do złamania pozostałem tylko ja, gdyż żona uległa presji córek.
Córki postanowiły wesprzeć się pomocą babci i namówiły babcię aby pozostała u nas i pomogła im się opiekować małym pieskiem. W ten oto sposób sam przeciw 4 nic nie zdziałałem i pozostało mi dla dobra rodziny ulec i wyrazić zgodę na pieska.
PINKI bo tak nazwała psa starsza córka przybyła do naszego domu. Była to prawdziwa maskotka w domu. Wszyscy się prześcigali w opiece nad pieskiem. Nie było problemu ze spacerami, gdy tylko padał zwrot : „Psa trzeba wyprowadzić” natychmiast któraś z córek ubierała się i szła na spacer.
Piesek osiągnął pełen komfort. Posiadał zadaszony domek ( budę ) w przedpokoju skąd miał najlepszy widok na pokoje córek i reszty domowników. Choć zdecydowanie bardziej lubił spędzać czas w pokojach córek.
Wyjazd babci od nas i coraz większe obowiązki związane z opieką nad psem spowodowały spadek entuzjazmu córek. Od tego momentu zaczęły się pojawiać coraz większe kłopoty z opieką nad PINKI.
Obowiązki szkolne i inne dodatkowe zadania, które niewiadomo skąd się pojawiały sprawiły, że przy wsparciu mamy córki coraz częściej zaczęły prosić mnie o wyprowadzenie psa chociaż rano.
Z czasem pies sam wybrał osobę, która ma go wyprowadzać. Zaczepianie córek, szarpanie za nogawki nie skutkowało, więc pies szedł do mnie. I zaczynało się bieganie miedzy mną, a drzwiami wyjściowymi od mieszkania. Co zawsze przynosiło oczekiwany efekt czyli ubierałem się i szedłem na spacer z psem. W początkowy okresie jeszcze były obietnice, że jutro to na pewno my wyprowadzimy psa.
I w tak prosty sposób PINKI znalazła sobie w mnie swojego opiekuna z którym jest do dziś.

htpps://www.cezio.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz